f Cakes and the City: 2012-07

2012-07-17

New Horizons, Old Horizons



Ostatnim dniom patronują Vive la tarte!, horyzont oraz Nowe Horyzonty... czyli wspominam sobotnią rewolucję, leżąc w łóżku walczę z upartym przeziębieniem (w środku lata!) oraz wyczekuję festiwalu ;)

Człowiek z katarem i gorączką to człowiek bez sensu i bez smaku - chyba, że zupa wiśniowa. I basta.
Nie mam przedszkolnych uprzedzeń ani nie przeżyłam traumy zupy owocowej. Ani nigdy nie byłam w przedszkolu ;) Talerz pełen spuchniętego makaronu, popękanych i przemokniętych wiśni a na dnie kałuża kompotu ze śmietaną... tak smakuje wspomnienie prawdziwych wakacji :) Moje najbliższe wakacje spędzę (ponownie) we wrocławskim Heliosie, opalając się w świetle kinowego ekranu ;)






Co robimy?

Ulubiony makaron gotujemy - pod koniec gotowania, na ostatnie 5-6 minut, dodajemy parę garści wiśni. Wiśni nie dryluję, pestki niech dryfują. Garnek musi ochłonąć, kiedy jest już prawie zimny - dodajemy 2 łyżki gęstej, kwaśnej śmietany. Możemy dosłodzić do smaku. Następnie kierunek: do lodówki lub do talerza :) Smacznego :)
P.S. Kto wybiera się na Nowe Horyzonty? :)



2012-07-16

Vive la tarte! Rozsmakowani w rewolucji


Ta historia mogłaby zacząć się od tego, że śnię o tym jak stoję za długim stołem nakrytym naczyniami pełnymi składników, które tylko czekają żeby coś z nich pysznego wyczarować. W tym śnie są ze mną również Łukasz Wasyliszyn i Michał Wacław z jedzeniadorzeczy.pl... Na zdjęciu rzeczywiście mam zamknięte oczy, kiedy jednak je otwieram...

ten sen wcale się nie kończy ;)

Miniona sobota, 14 lipca 2012, we wrocławskim Art Hotelu upłynęła pod hasłem "Vive la tarte!". Przyznaję, że głównymi sprawcami tego wydarzenia był Art Hoteljedzeniadorzeczy.pl i Cakes and the City. Można uznać, że jesteśmy głodni kulinarnych konfrontacji, ponieważ po wspólnie zorganizowanym PASTA, CIASTA I BASTA nasz apetyt zaostrzył się i postanowiliśmy spróbować nowych smaków - w równie doborowym towarzystwie :)
Razem z jedzeniadorzeczy.pl uznaliśmy, że najbardziej trafnym sposobem na świętowanie rocznicy Rewolucji Francuskiej będzie wyjście na barykady smaku, stąd spotkanie w Art Hotelu. Tematem okazała się kuchnia francuska. Michał i Łukasz zaproponowali wypiek tart wytrawnych, mi zaś przypadła część słodka ;) Myślę, że jedzeniadorzeczy.pl niebawem opublikują przepisy na tarty, dlatego zachęcam by trzymać rękę na pulsie (klawiatury) i sprawdzać bloga :) 

Kwestię francuskiej tarty potraktowałam mniej ortodoksyjnie; skorzystałam z głównej myśli filozoficznej tej potrawy, to znaczy z połączenia dłońmi schłodzonych składników, jednak nie zostawiliśmy ciasta w lodówce, lecz od razu wylepiliśmy nim formy. Te zaś powędrowały do piekarnika... a co się z nimi później stało, mówi sam przepis. Receptura jest dość uniwersalna i owocolubna - w sobotę skorzystaliśmy z dobrodziejstw malin, jagód, czerwonej porzeczki i agrestu :)

Przy takiej okazji chcieliśmy zaprosić dużo gości, jednak lista była niemożliwie długa, więc zdecydowaliśmy się zaprosić część osób, resztę zostawiając sobie na kolejne spotkania - mamy nadzieję, że takie będą :)

Było nam bardzo miło, że naszymi gośćmi okazała się ponownie Pani Katarzyna Kaczorowska (Gazeta Wrocławska) oraz Marta Kaleta (Wro Street Fashion). Premierową obecnością zaszczyciły nas Zuza Zu (Fashion Realm), Paulina Kolondra (Paulina Kolondra), Magdalena Słowik (Japonia bliżej) wraz z Leszkiem oraz Justyna Cepińska i Karolina Łuczak (madeinwroclaw.tv). Dzięki uprzejmości i gościnności Art Hotelu było możliwe również zaproszenie gości spoza WrocławiaPatrycji Siwiec (SmakLick), Laury Osęki Books for cooksEweliny Majdak (Around the kitchen tableoraz Renata Targosz (ArtKulinaria). Były obecne także Justyna Skorecka i Agata Prusisz, które dostały "wejściówki" dzięki fanpage'owi Art Hotelu.

Osobiście cieszę się, że mogłam wreszcie poznać osoby, które znam tylko z blogów czy z facebooka :)
Powtórzę się - jeśli się poznawać i integrować to tylko w kuchni ;)

Dziękuję Art Hotelowizwłaszcza Pani Anecie Kali oraz Szefowi Kuchni Panu Grzegorzowi Pomietło za przychylność, zaangażowanie i rewolucyjnie pozytywną współpracę. Jesteśmy wdzięczni za to, że wspólnie udało nam się po raz drugi spędzić pysznie czas.

Zapraszam na relację zapamiętaną biektywnie przez Daniela :)

Zaczynamy od ciasta na tarty wytrawne ;)


Kule ciasta gotowe żeby odpocząć w lodówce.

W międzyczasie przechodzimy do słodkości :)



Spody ciast jadą do piekarnika na 15 minut...

i wracają po to żeby ułożyć na nich owoce :)

Chwila tętniąca emocją: Marta z Wro Street Fashion premierowym ruchem aranżuje pianę ubitą z białek i cukru :)

I z powrotem do słonych smaków :)

Tarty jedzeniadorzeczy.pl były genialne w smaku i każdy mógł spróbować co najmniej jednego rodzaju, a nawet i dwóch (albo i trzech) :)

Słodkości opadają z emocji i chłodzą się...

pod nadzorem ich autorek :)

Grupowe zdjęcie i manewry :)



Dziękuję raz jeszcze wszystkim za wspaniale spędzony czas, entuzjazm i duży apetyt! :)

2012-07-12

Bieg po ciasta


Uwaga, ten wpis nie jest sponsorowany, lecz inspirowany.

Interesują mnie i czytam blogi oraz serwisy blogowe autorów, których w różnym stopniu lubię: bardziej, mniej lub w ogóle. Nie ukrywam, że czasem trudno mi dystansować się do zastanych treści - polifonia informacji oraz moich osobistych sympatii i uprzedzeń jest duża. Dyscyplinuje mnie jednak doświadczenie antropologiczne (choć niektórzy twierdzą, że właśnie działa ona jak płachta na byka) ;) Niemniej jednak cenię sobie obserwację kierunków kreacji i autokreacji blogosfery; zwłaszcza ciekawią mnie kwestie definiowania statusu blogowego sukcesu oraz przykazań i poradników dla marek kierujących się na współpracę z blogerem.

Nie prowadzę bloga według excela i nigdy jeszcze nie udało mi się zarobić na Cakes and the City - nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że się nie udało. Za mały ruch na blogu, niezbyt imponujące statystyki fanpage'a. Nie otrzymuję również żadnych obrandowanych darów, ale też i nie zazdroszczę obrastania w takowe i mantry spowiadania się z nich instagramami. Z drugiej strony - hipotetycznie - jako przedstawicielka marki składającej ofertę blogerowi musiałabym nagimnastykować się bardziej niż na pilatesie żeby sprostać ekskluzywnej etykiecie kontaktów i wymiany informacji. Nadal podtrzymuję swoją opinię wyrażoną w trakcie Blog Forum Gdańsk 2011 o konieczności edukacji marek, ale też i o wartości poszerzania własnych horyzontów w temacie social mediowego marketingu. Coraz częściej jednak obserwuję skupianie się na formalizmie (a nie na treści) kontaktów marka - bloger z naciskiem na wyróżnienie tego ostatniego dla samego wyróżnienia. Z jednej strony nie dziwi mnie to, bo gdyby istniał Klub NN (Nieanonimowych Narcyzów), byłabym mu wyjątkowko wierna, z drugiej strony zaś... ;)
 

Są to wytyczne z ostatnich paru godzin, dni, tygodni, które zaczerpnęłam od przodowników i przodowniczek blogosfery, jak również od tych w zadyszce ich doganiających. Wytykam te wytyczne żeby nakreślić kontekst okoliczności w skali mikro, jednak celujących w duży i konkretny problem; oto właśnie ja - świadomie i dobrowolnie - znalazłam się w sytuacji, w której zwróciłam się do marek... oferując im swoją przestrzeń na blogu i prosząc o pomoc - tematem skupienia uwagi nie byłam wcale ani ja, ani Cakes and the City, ani tym bardziej dane miejsce czy firma. Miałam nadzieję, że w ten sposób również będą myśleć adresaci moich maili, ale już wiem, że nigdy się tego nie dowiem ;)

Analizując wyżej wspomniane trendy, postulaty i aktualne lajki, otrzymałam wiadomość od Roberta Włodarka zaangażowanego we Wrocławski Bieg Nadziei; w tym momencie zaczyna się podróż w (niedaleką) przeszłość.


Jest 12. czerwca 2012 roku.
Robert pyta mnie na fb czy - jako blogerka - zechciałabym dołączyć do akcji charytatywnej piekąc ciasta i sprzedając je w czasie wydarzenia. Nie odpowiadam od razu i proszę o parę godzin do namysłu. Budżet na składniki jest malutki, temperatura za moskitierą - już wtedy wymowna, mój wolny czas od paru tygodni nie istnieje. Mrugam do piekarnika, kładę dłonie na klawiaturze i uśmiecham się... Projekt "Ciasta w biegu" właśnie powstał i był całkowicie w moich rękach :)
Biorąc pod uwagę opisane powyżej mainstreamowe kategorie wartości bloga i bycia power blogerem od razu można odpowiedzieć na jeszcze niezdane pytanie. I ta odpowiedź brzmi: będzie ciekawie.
Czyli ciężko ;)


Wymyślam sobie, że napiszę maila w imieniu inicjatywy Wrocławskiego Biegu Nadziei do wybranych restauracji we Wrocławiu z prośbą o zapewnienie składników na wypiek ciast oraz o możliwość wypieku ciast na miejscu przeze mnie. Wybrałam miejsca młode, smaczne i najwyraźniej świadome social mediowo (mówiąc na wyrost) - to znaczy takie, które mają swój fanpage i nawet o niego dbają. W zamian zaoferowałam promocję na blogu, wpis dedykowany itp. Zdawałam sobie sprawę z tego, że logistyka manewrów obcej osoby w kuchni może być problemem, nie wspominając o BHP, Sanepidzie itp. Miałam na to swoje propozycje i rozwiązania. Nie chodziło tu jednak w ogóle ani o mnie, ani o blogowe promo - chodziło o wsparcie dla Kuby Piśmiennego. Nikt mi nie odpisał i przez cztery dni żyłam z wizją, że nie wywiążę się, tak jak powinnam, ze zobowiązania wsparcia inicjatywy.


Zaangażowanie w blogosferę powinno wpływać na kreatywność, ale dopiero teraz widzę, że wpadłam w pułapkę blogowego state of mind, bo kiedy moja przyjaciółka Małgosia Garbarek podpowiedziała mi piekarnię z Rogowa Sobóckiego, dokąd udaje się regularnie po chleb... byłam pełna wątpliwości. Przez cały czas bowiem uparcie czekałam na znak ze strony wrocławskiej ;) Napisałam jednak maila do piekarni - tym razem bez żadnych oczekiwań. Byłam mile zaskoczone kiedy następnego dnia rano otrzymałam telefon potwierdzający chęć pomocy Kubie. Właśnie: "chęć pomocy Kubie" była jedynym argumentem wyartykułowanym przez Panią Katarzynę Bąkowską, z którą miałam przyjemność kontaktować się i która - za zgodą Pana Marian Bąkowskiego, właściciela i szefa Piekarni-Cukierni Marian Bąkowski - wsparła wszystkie nasze wspólne działania.

O działalności piekarni można przeczytać: "Jesteśmy rodzinną firmą osadzoną od kilku pokoleń na terenie Sobótki i okolic góry Ślęży. Siedziba naszej firmy mieści się w Rogowie Sobóckim przy ul. Wrocławskiej 55.W budynku tym już ponad 130 lat temu funkcjonowała piekarnia pod szyldem "Backerei u. Warenhandlung". Po wojnie w roku 1946 piekarnię przejął senior rodu, Konstanty Bąkowski. Od tamtego czasu rodzina Bąkowskich na stałe związała się z produkcją pieczywa. Od roku 1983 tradycje rodzinne przejął po ojcu, mistrz piekarstwa i cukiernictwa, Marian Bąkowski. Obecnie zakład prowadzi Pan Marian wraz z żoną Elżbietą i dziećmi."  

Dziękuję serdecznie Panu Marianowi Bąkowskiemu za aprobatę dla inicjatywy oraz za niezwykłe wsparcie i tym samym zapraszam na relację z wizyty w Rogowie Sobóckim :)


Jestem w raju :)
W Krainie Cukierni :) Wszystko było ogromne i czułam się jak Alicja w Krainie Czarów ;)
Na miejscu czekało na nas 14 upieczonych ciast,  które leniwie chłodziły się, urzekając swoim zapachem :)
Pan Damian Bryjak, Cukiernk i nasze serniki :) Pan Damian przez cały czas cierpliwie pomagał, doradzał i dzielnie znosił naszą (Małgosi Garbarek i moją) nieustającą potrzebę fotografowania - bardzo dziękujemy :)
Ciasta w truchcie - jeszcze nie w biegu - czyli w trakcie wypieku: na kruchym spodzie, z owocami i z bezą.
Jak niektórym wiadomo, pieczenie i fotografowanie to moje słabości, więc chętnie zamieniłam się z Gosią ;) Gosia prowadzi szkołę językową na wrocławskim Oporowie ASK FOR MORE - bardzo się cieszę, że w tej sytuacji Gosia kierowała się swoją filozofią "ask for more"... more than social media ;)




Wnętrze cukierni i kącik dla dzieci :)


Pani Katarzyna Bąkowska - dziękujemy za pomoc, zaufanie i całe wsparcie.
Nie wiem jak często można spotkać osobę, która w podobny sposób jest empatyczna  w materii wypieków? Przyznaję, że wzruszyła mnie troska i uwaga Pani Kasi o to żeby ciasta dojechały całe (rady, jak z nimi postępować, gdzie i jak ułożyć). Nic nikomu nie było obojętne :)


Słodka oferta cukierni od razu oswoiła mnie z miejscem - ciasta wyglądają pysznie i mogłyby być upieczone przez moje kuzynki i ciotki (moje guru i znane specjalistki)... Ja jeszcze nie mam odwagi ;) 
Kierunek Rogów Sobócki :)


Dziękuję raz jeszcze Piekarni-Cukierni Marian Bąkowski, szczególnie zaś właścicielowi Panu Marianowi Bąkowskiemu, Pani Katarzynie Bąkowskiej oraz Panu Damianowi Bryjakowi.
Dziękuję także Małgosi Garbarek, która przypomniała mi o świecie poza facebookiem i przywróciła w niego wiarę, i dzięki której udało nam się wspólnie pomóc Kubie Piśmiennemu.

Dowiedziałam się i wzięłam udział w inicjatywie, ponieważ jestem blogerką. Ciasta zostały sprzedane (i zebrały najwięcej funduszy!), ponieważ były pyszne - nie dlatego, że upiekłam je, między innymi, ja, niesławna blogerka.
Nie samym lansem żyje bloger.


2012-07-05

Wrocławski Bieg Nadziei i ciasta w biegu


O Wrocławskim Biegu Nadziei pisałam i alarmowałam parę dni temu. Co prawda nie pobiegłam, ale też i nie pozostałam bezczynna. To, co napiszę, zabrzmi jak truizm, ale dając i pomagając, w zamian zyskujemy o wiele więcej niż możemy to sobie wyobrazić. Przy tej okazji chcę przekazać to, co wspólnie z niezwykłym wsparciem Piekarni z Rogowa Sobóckiego, udało się przekazać: 19 ciast i 951 pln, które zebrało się ze sprzedaży wypieków (kawałek po kawałku oraz w całości). W sumie zebrano ponad 4 tysiące pln. Aktualizacje i materiały dostępne są na fanpage'u. Najpierw zapraszam na relację z samego wydarzenia - następny wpis będzie dotyczył behind scenes, czyli przygody w Piekarni z Rogowa Sobóckiego :) Stay tuned ;)

Słodkie stanowisko ;)
Michał Gałka i Robert Włodarek otwierają bieg. 
Biegli i mali, i duzi :)
Był również obecny Kuba Piśmienny :) Mieliśmy okazję poznać się i chwilę porozmawiać o ciastach, zwłaszcza o tych bez cukru i mąki, bo tylko takie spełniają warunki diety Kuby.
Patronat honorowy wydarzenia objęła Pani Renata Mauer-Różańska, która tuż przed startem biegu zachęciła wszystkich do uzupełnienia zapasów węglowodanów, wskazując na moje ciasta (!) ;) Przyznaję, że w tamtym momencie dostałam zadyszki, ale na szczęście spotkałam Darię Kędzierską z wroLIVE.tv, która niedługo potem pomogła mi poradzić sobie z tłumami (!) żądnymi słodkości ;)
Biegną! :)
A ciasta czekają :) Początek był nieśmiały, jednak nie trwał długo;)
Piekarnia-Cukiernia Marian Bąkowski :)
Obiektyw: Jacek Urbanowicz/pro-run.pl
Bardzo szybko... zabrakło ciast ;)
:)


Dziękuję, że mogłam "pobiec" w Biegu Nadziei dla Kuby Piśmiennego. Jestem wdzięczna wszystkim, którzy nabyli ciasta w zamian za dobrowolne, finansowe wsparcie dla Kuby; szczególnie zaś dziekuję Darii Kędzierskiej, Robertowi Włodarkowi i uczynnym Wolontariuszom, którzy pomogli mi nosić ciasta i mogłam na nich polegać. I dziękuję Kubie :) 

P.S. Moje osobne podziękowania kieruję do mojej przyjaciółki Małgosi Garbarek, bez której to wszystko nie byłoby do końca możliwe... ale o tym niebawem :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...