Zaczęło się od zachwytu nad grafiką menu*, przez co dłużej niż zwykle nie mogłam niczego wybrać... tak naprawdę jednak zaczęło się od zaproszenia od The Winners Pub. Do tej pory rzadko słyszałam o tym, by nowej restauracji we Wrocławiu - tuż po otwarciu - zależało na odwiedzinach blogerki. Wiem, że nie jednej ;) Ciekawi miejsca i nowych smaków, razem z Czarnym Latawcem znaleźliśmy się na Włodkowica 5 a Lumix LX3 patrzył co smakujemy ;)
Uwaga, będzie krwawo...
Uwaga, będzie krwawo...
... bo wybraliśmy steki.
Ja oddałam swoje danie w pełni w ręce Szefa Kuchni...
... ale można było również przejąć inicjatywę, wybrać surowe mięso podane na rozgrzanym kamieniu wulkanicznym i samemu je przyrządzić, krojąc na kawałki i pilnując stopnia wysmażenia. Co najważniejsze, odpada znany problem precyzyjnego tłumaczenia osobie przyjmującej zamówienie jaki powinien być stopień wysmażenia mięsa.
Atrakcyjne i oryginalne, mięsożercy będą piać z zachwytu ;)
... ale można było również przejąć inicjatywę, wybrać surowe mięso podane na rozgrzanym kamieniu wulkanicznym i samemu je przyrządzić, krojąc na kawałki i pilnując stopnia wysmażenia. Co najważniejsze, odpada znany problem precyzyjnego tłumaczenia osobie przyjmującej zamówienie jaki powinien być stopień wysmażenia mięsa.
Atrakcyjne i oryginalne, mięsożercy będą piać z zachwytu ;)
A na końcu deser, o którym myślałam od samego początku ;)
![]() |
Dziękuję The Winners Pub za zaproszenie.
*menu zdobyło moje serce na tyle, że poczęstowałam się nim, zwijając w rulonik i chowając do torebki ;) oh well ;)
The Winners Pub
ul. Włodkowica 5
Wrocław